poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział 3

Scenariusz kolejnego poranka był taki sam jak i poprzedni, jednak tym razem wstałyśmy trochę później.  Tym razem to Wera mnie wyciągała z łóżka. Chwyciła mnie za kostkę i zaczęła ciągnąć.
- Adżi ty krowo, wstawaj. - śmiała się cicho, nadal ciągnąc moją nogę.
Wynurzyłam głowę spod kołdry i wytknęłam jej język. Chwyciłam za poduszkę, a moja przyjaciółka zaraz nią oberwała. Niechętnie podniosłam się z łóżka i zwlekłam się na dół, gdzie zjadłyśmy śniadanie.
Dzisiaj był dzień na rolki. Tak dużo szybciej przejdziemy Londyn, a w torbach będziemy miały w razie czego buty na zmianę.
Wcisnęłam się w czerwone spodnie i białą koszulkę z trzy-czawrtym rękawem, w czarne, wąskie paski. Wyglądałam teraz jak damska wersja Louisa Tomlinsona, ale lubiłam się tak ubierać. Wera tym razem zrezygnowała z obcisłego sweterka i włożyła na siebie fioletową, trochę luźną bluzę. Na nos założyłyśmy Raybany, zakupione rok wcześniej w Albanii i wyszłyśmy.
- To jedziemy podbijać Londyn. - wypowiedziała radosnym tonem blondynka i wyjechała z podwórka na ulicę. Ruszyłyśmy w tym samym kierunku co wczoraj. Dawno nie jeździłam na rolkach, przez co na początku wychodziło mi to pokracznie, dopiero po kilkunastu minutach jazdy opanowałam tą sztukę ponownie.
Zupełnie zapomniałyśmy, że po drodze musimy podjechać pod górę, a potem czeka nas ostry zjazd w dół. Kiedy udało nam się dojechać na górę, stanęłam, szybko oddychając.
- Przyda się zrzucić jeszcze kilka kilogramów. - Odetchnęłam, a Wera mocno szturchnęła moje ramię i skarciła mnie spojrzeniem. - No co? - Wywróciłam oczami, a Wera spojrzała na mnie tak, jakby chciała powiedzieć "dobrze wiesz, ty debilu". Zaśmiałam się.
- Jedziemy? - blondynka kiwnęła głową w dół. Zmrużyłam oczy, cóż, jeśli chciałyśmy dojechać do miejsca, gdzie wczoraj skończyłyśmy wycieczkę, musiałyśmy zjechać - innej drogi nie znałyśmy, a wolałam nie ryzykować. Skinęłam głową i ruszyłam w dół.  Wera patrzyła cały czas pod nogi, czasem tylko zerkając przed siebie, aby sprawdzić czy na drodze nie ma jakiejś przeszkody, jednak ja patrzyłam cały czas przed siebie. W końcu zjazd stawał się coraz łagodniejszy, ale my nadal byłyśmy strasznie rozpędzone. Spojrzałam na kilku chłopaków, od których właśnie odeszły dwie, chyba bardzo szczęśliwe dziewczyny. "Ta miłość" pomyślałam i zaśmiałam się, nie spuszczajśc wzroku z chłopaków. Jednak coś mi tu nie pasowało, jeden blondyn, jeden brunet  i trzech chłopaków o ciemnych blond włosach. Czerwone spodnie, koszulka w paski, bejsbolówka, koszula w kratę, bluza, marynarka, conversy, sneakersy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę kto właściwie jest przed nami, a kolana mi zmiękły. Nawet nie mogłam wydobyć z siebie słowa, aby pokazać to Werze. Ciągle zbliżałam się do nich, nie kontrolowałam juz nawet mojej jazdy, po prostu byłam w głębokim szoku. Loczek odwrócił się w nasza stronę i przez chwilę przyglądał się, a potem szturchnął w ramię chłopaka w czerwonych spodniach i niby dyskretnie kiwnął głową w nasza stronę. Byłyśmy coraz bliżej, zdaje siś, ze Wera jeszcze ich nie zauważyła, albo była w tak samo głębokim szoku jak i ja.  Dziesięć metrów, dziewięć, osiem, siedem a ja nadal nie hamowałam. Sześć, pięć, cztery. Jechałam wprost na nich, jednak nie starali sie uciekać. Trzy dwa, jeden i bum. Wjechałam prosto w Loczka i przycisnęłam go do boku samochodu, a ten wyszczerzył sie i zaśmiał. Stałam przez moment wpatrując się w jego twarz, miałam ochotę dotknąć jego policzka by sprawdzić, czy na pewno jest ciepły i prawdziwy. Z "transu" wyciągnął mnie dopiero krzyk Wery.
- O matko! - zakryła twarz dłońmi i podjechała w naszym kierunku. Miała problemy z wyhamowaniem, przez co zatrzymała się dopiero na mnie, a raczej na moich plecach. Reszta chłopaków przez cały czas się śmiała, a ja obserwowałam rozbawioną minę chłopaka, którego dociskałam do auta. Odsunęłam się na bok i wciąż trochę oszołomiona rozchyliłam usta by coś powiedzieć.
- Przepr.. - zaczęłam. "Przecież oni nie rozumieją Polskiego, debilu. " pomyślałam i potrzasnełam głową. - I'm so sorry. - Tylko na tyle było mnie stać. Wera wpatrywała się w Nialla jak w obrazek i chyba to zauważył, bo też na nią zerkał z nieśmiałym uśmiechem.  Loczek odsunął się od auta i poprawił swoją marynarkę. Uśmiechnął się, przenosząc na mnie wzrok.
- Jestem Harry. - przedstawił się, oczywiście po angielsku i uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja myślałam, że padnę na zawał. Wiedziałam, że chłopak ma powalający uśmiech, jednak na żywo wyglądał sto razy lepiej niż na zdjęciach. Zabrakło mi języka w gębie. Nie dosyć, że miałam przełamać swoją obawę, przed mówieniem w języku angielskim, to jeszcze pierwszą osobą, z którą miałam rozmawiać, był Harry Styles z One Direction. Wyciągnęłam dłoń i uścisnęłam ciepłą rękę chłopaka, zdając sobie sprawę, że moje przemyślenia tak naprawdę trwały tylko ułamek sekundy.
- Ja jestem Ada. - słysząc moje imię, chłopak uniósł brew.
- Ada? - niezdarnie powtórzył moje imię, marszcząc przy tym brwi. - Nigdy nie słyszałem takiego imienia. - Dokładnie wsłuchiwałam się w jego słowa, aby wszystko zrozumieć i móc w miarę szybko odpowiedzieć.
- To Polskie imię. Jestem tu na wakacjach z przyjaciółką. - Odwróciłam głowę w stronę Wery, która teraz przeniosła wzrok na nas i uśmiechnęła się szeroko. Harry chciał jeszcze coś powiedzieć, ale pomiędzy nas wcisnął się Louis i zaczął mi się przyglądać z poważnym wyrazem twarzy.
- Jakbym widział siebie! - wykrzyknął i zaśmiał się, nadal mi się przyglądając, a chłopcy zawtórowali mu ze śmiechem. Obszedł mnie dookoła i stanął z boku, nadal mi się przyglądając. Z tyłu słyszałam cichy śmiech Wery. Byłam zakłopotana tą sytuacją, a sami oni wprawiali mnie z oszołomienie. - Tak, to na pewno ja w damskiej wersji! - Parsknął śmiechem, a z ust chłopaków wydobyło się ciche " Looouuuis..".  Chłopak podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, spojrzał na Harry'ego z zadowoloną miną. - I jak, podoba ci się mój sobowtór?
Bałam się odpowiedzi chłopaka, bo przecież nie byłam zachwycająco piękna, ani szczupła. Loczek pokiwał głową z zadowoloną miną i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. Chłopcy przedstawili nam się po kolei. Powiedziałyśmy, że nasz angielski nie jest najlepszy i poprosiłyśmy, aby mówili powoli i wyraźnie, abyśmy wszystko zrozumiały. Na szczęście poradziłyśmy sobie idealnie. Zapytali nas jeszcze o kilka rzeczy, ale po chwili z budynku po naszej lewej stronie wyszedł jakiś mężczyzna, powiedział do chłopaków, że muszą jechać, a oni westchnęli. Odsunęłam się na bok razem z Werą i scisnęłam jej dłoń, chyba najmocniej jak potrafiłam, przez co blondynka cicho syknęła, jednak nie przestawała się uśmiechać.
Zayn, wsiadając do samochodu, uśmiechnął się do nas.
- Do zobaczenia! - Kiwnął głową, a zaraz zza niego głowę wychylił Louis, a za Louisem Harry.
- Do zobaczenia sobowtórze. - wyszczerzył się i schował, a Harry nadal nam się przyglądał.
- Właśnie, jeszcze się zobaczymy. - Loczek mrugnął. Zamknęli drzwi i odjechali. Gdy tylko auto zniknęło nam z pola widzenia, uszczypnęłam przyjaciółkę w ramię, a ona odskoczyła na bok.
- Ała! Oszalałaś? - Mrugnęła kilkakrotnie oczami.
- Jeny, czułaś to. Czyli to wszystko..- przerwałam na moment i otworzyłam szeroko oczy. - To wszystko było naprawdę! - Dodałam z większym entuzjazmem i niezdarnie okręciłam się wokół własnej osi. - Wera, spotkałyśmy One Direction, rozumiesz?! - chwyciłam przyjaciółkę za ramiona. Wera pokiwała głową i usmiechnęła się szeroko, a potem kilka razy podskoczyła, przez co wylądowała na ziemi. Parsknęłam śmiechem i podałam jej dłoń, by wstała.
- Adżi, oni powiedzieli, że się jeszcze zobaczymy! - zaczęła piszczeć i szczypać swoje policzki. Zacisnęłam warg w wąską linię i przyłożyłam dłonie do policzków. Jeszcze przez chwilę ekscytowałyśmy się, stojąc w miejscu, w którym przed chwilą stał samochód naszych "mężów". Ludzie patrzyli na nas jak na dwie wariatki, ale zupełnie nie zwracałyśmy na to uwagi, byłyśmy zbyt podekscytowane.
Chyba miałyśmy dość emocji jak na dzisiaj, więc postanowiłyśmy wrócić do domu. Przez całą droge układałyśmy historie, jak będzie wyglądało nasze kolejne spotkanie z nimi, a potem kolejne i kolejne.
Dotarłyśmy do domu. Oparłam się o płotek i spojrzałam na przyjaciółkę ze smutną minę.
- Wera, a jeśli ich już nie spotkamy? Nawet nie wzięłyśmy od nich autografów, ani nie zrobiłyśmy zdjęć! - Westchnęłam. Mimo, że Harry powiedział, że jeszcze się zobaczymy, przecież wcale tak nie musiało być. Jak niby mieliśmy się spotkać? Gdzie i kiedy?
- Nie pierdziel Adżinek! Spotkamy ich, zobaczysz! - dziewczyna uśmiechnęła sie i pociągnęła mnie za rękę do ogrodu, a następnie do domu. Pozbyłyśmy się rolek, weszłyśmy na górę, włączyłyśmy laptopa i od razu pochwaliłyśmy się dzisiejszą przygodą na twitterze.

------
Autorka. No to proszę, trzeci rozdzialik. :)

5 komentarzy:

  1. Chciałabym ich spotkać, w taki sposób jak to opisałaś haha xx czekam na kolejny roździał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny blog :) chciałabym ich tak spotkać... ^^ czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie spotkanie - marzenie każdej dziewczyny (chyba) :D
    Rewelacyjnie piszesz :)
    Czekam na kolejny rozdział ^^

    [http://beyourself-lifestyle.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnyyy blogg będee tu napewno czytać twoje opowiadaniee .! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej to ona tak sobie po prostu w niego wjechała ;d hahahah ja nie mogę. Właśnie też jestem ciekawa czy się jeszcze spotkają . Matko jaram się tym blogiem dziewczyno ! Co tyy ze mną robisz ;*

    OdpowiedzUsuń